środa, 23 lipca 2014

Sezon 1 #07 Przypadek czy przeznaczenie?

Gwałtownie otworzył oczy, aby jak najszybciej wyrwać się z przeraźliwego koszmaru. Ręką otarł zalane potem czoło. Próbował przypomnieć sobie co działo się, nim zasnął.  Starał się przyzwyczaić oczy do mroku. Chwiejnym krokiem podniósł się z podłogi. Sam nie wiedział jak to się stało, ale zasnął przy ścianie na korytarzu. Dziwne obrazy przelatywały mu przed oczami, nie umiał rozróżnić co było snem, a co działo się naprawdę. Wszedł do sypialni i wszystko stało się jasne. Leżała skulona na łóżku, wyglądała tak bezbronnie, delikatnie. Stresowała go ta sytuacja... nie miał żadnego pomysłu co ma zrobić dalej. Skierował się do kuchni, otworzył lodówkę, tak jakby myślał, że coś w niej znajdzie. Zaśmiał się w duchu. Zgarnął pieniądze "na czarną godzinę" i skierował się do najbliższego całodobowego sklepu.

Obudziła się przerażona jak nigdy.  Chciała krzyczeć, poderwać się, ale jej ciało było sparaliżowane. Mimo otwartych oczu nie mogła skleić żadnego kształtu. Delikatnie uniosła głowę, lecz momentalnie poczuła ucisk nie do wytrzymania. Miała wrażenie, że waży ona ponad tonę. Upuściła ją na poduszkę. Kolejna fala bólu. Wlepiła swój wzrok w sufit. Nigdy w życiu tak się nie bała... Gdzie ona jest? Z kim ona jest? Jak tam trafiła? Tyle myśli przechodziło jej przez głowę, a na żadne nie było odpowiedzi, nic, czarna pustka, jak ona może nic nie pamiętać? Po chwili ledwie dosłyszalny, jednak na tyle by była pewna, dźwięk zamykania drzwi. Tym razem strach wziął górę, szybkim ruchem podniosła się do pozycji siedzącej i przetarła oczy. Była u kogoś w mieszkaniu, jednak napewno nie był to dom Ino. Po chwili zorientowała się, że jej sukienka jest delikatnie rozpięta. Czy ktoś ją wykorzystał...? Poczuła dziwną gulę w gardle. Co ona najlepszego zrobiła. Nagle przypomniał się jej chłopak z imprezy. Czy to u niego właśnie była? Nagle w wejsciu pojawiła się ciemna postać. Wzdrygnęła się. Nagle zapalił światło.
- Już nie śpisz?- mimo iż jej oczy całkowicie nie były na to przygotowane, mogła go rozpoznać. To Sasuke... co ona u niego robi? Czy to on ją skrzywdził... ?
- Sasuke? Co ja tu robię? Nie pamiętam co działo się wczoraj, nic nie pamiętam - łzy napłynęły jej do oczu.
- Hej spokojnie. - usiadł obok niej na łóżku. Jego wyraz twarzy był inny niż zawsze, przyjazny, bezinteresowny, chciał jej pomóc. Wiedział, że się boi, że potrzebuje pomocy.- Wczoraj najzwyczajniej za dużo wypiłaś, musiałem Cię stamtąd wyciągnąć.
- Czy my...?- te słowa nie chciały przejść jej przez gardło. Na samą myśl robiło się jej niedobrze, bała się odpowiedzi, nie mogła dłużej wytrzymać, łzy spłynęły jej po policzkach.
- Posłuchaj... - serce się jej zatrzymało, więc miała rację?- ja tylko tak wyglądam- powiedział z rozbawieniem w oczach. Złapał ją za podbródek i zaczął stanowczo- nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Nie musisz się martwić.- wypuściła powietrze, poczuła niezmierną ulgę. Kiedy chłopak puścił jej twarz, ta momentalnie oparła swoją głowę o jego ramię, chciała go nawet przytulić, jednakże się powstrzymała. W duchu dziękowała mu z całego serca.
Poczuł się niezręcznie. Nigdy dotąd nie czuł czegoś takiego. Paliło go w brzuchu, miał sucho w ustach, a ręce nadmiernie się pociły. Wziął całą odpowiedzialność za tą dziewczynę i to nie był ciężar, wręcz przeciwnie. Nie wiedząc jak ma się zachować , postanowił przerwać tą sytuacje.
- Posłuchaj. Tak jak przypuszczam uciekłaś z domu?- pokiwała twierdząco głową. Automatycznie tego pożałowała, ból przeszył ją po całym ciele- Ty weźmiesz zimny prysznic, a ja przygotuję Ci coś na kaca i jakieś kanapki. Jak się uwiniemy, może nikt nie zorientuje się, że Cię nie było.- pomógł jej wstać i podprowadził ją do łazienki. Weszła do kabiny i już po chwili na jej kark spływała lodowata woda, dając ukojenie. Sasuke przyszykował po kubku kawy i jajecznicę dla obojga. Dla Sakury kupił butelkę soku pomidorowego, który powinien pomóc na ból głowy. Po około 20 minutach weszła do kuchni w swoim stroju, który zostawiła u niego poprzednim razem. Usiadła przy małym stoliku i zaczęła pić kawę. Zimna woda okazała się jedynie chwilowym ukojeniem. Jednak bardziej niż kac, dręczyła ją myśl, że Sasuke zacznie zadawać pytania, na które wstydziła się odpowiadać. Było jej przed nim wstyd. Jednak ten przez całe śniadanie nie odezwał się do niej, ani słowem.

“Zbyt wielu ludzi myśli o bezpieczeństwie zamiast o szansie. Wydają się być bardziej przestraszeni życiem niż śmiercią.”


Wyszli z mieszkania około 5.30. Miasto o tej porze było całkowicie opustoszałe. Blade światło słońca przebijało się właśnie przez horyzont. Szli w całkowitym milczeniu, nie licząc pytania, gdzie trzeba skręcić. Czuła się nie swojo, czuła, że jest z nim nierozliczona? Jakby musiała mu coś wyjaśnić, jednak ten o nic nie pytał. Sama nie była pewna, czy woli to, czy masę kompromitujących pytań.  W jego oczach widziała obojętność, obojętność, którą grał całymi siłami. Niedługo później znaleźli się u celu. Odwróciła się do niego.
- Dziękuję.- popatrzyła mu głęboko w oczy. Pierwszy raz w życiu czuła coś takiego. Mimo wczorajszych wydarzeń ona potrafiła poczuć się spokojna, szczęśliwa i bezpieczna.
- Nie ma za co.- Zauważyła, że chciał powiedzieć coś jeszcze, coś zupełnie innego- już pójdę.- zawrócił na pięcie.
- Tak!- powiedziała, nieco głośniej niż zamierzała.- Mam Ci za co dziękować.- spojrzał na nią przez ramię.- Tylko... tylko nawet nie wiem jak.- Jednak on najwyraźniej nie chciał słuchać, zrobił krok do przodu.- Sasuke! O co chodzi? Jeśli jesteś zły za tą imprezę... ja Ci wszystko wytłumaczę, tylko proszę nie zachowuj się tak!- coś złapało ją za gardło.
- Jak?- odwrócił się, w jego oczach zobaczyła gniew.- tak jak mi kazałaś? Raz ze mną rozmawiasz, wszystko jest dobrze, a później karzesz mi dać sobie spokój. To jest jakaś chora gra?
- To nie tak... daj sobie wytłumaczyć- wszystko działo się tak szybko, a ona z każdą chwilą czuła się bardziej bezsilna.
- Przestań.- jego głos stał się beznamiętny.- teraz to ja Cię proszę, daj mi spokój.
- W takim razie po co? Po co! Po co mnie uratowałeś?!- łza pociekła jej po policzku.  Wziął głęboki wdech.
- Mimo, że nie jestem żadnym cholernym księciem, nie dam Cię nikomu skrzywdzić.- zamurowało ją. Nie mogła nic powiedzieć. Jednak nie mogła go stracić, po tym wszystkim co dla niej zrobił, zasady rodziców nie miały żadnego znaczenia. Była pewna. Szybkim krokiem podbiegła do niego i przytuliła się najmocniej jak umiała.
- Nie szukam księcia- zaczęła , odchyliła delikatnie głowę, tak by patrzeć mu w oczy, lecz nie puszczając go ze stalowego uścisku.- szukam kogoś kto nauczy mnie życia, czyli zrobi coś czego moi rodzice nie umieją, a może nie chcą? Dlatego naopowiadali mi o Tobie głupot... a ja im uwierzyłam. Przepraszam.- kolejna łza spłynęła po jej blado-różowym policzku. Natychmiast odwzajemnił gest i ją objął. Dużo niższa, wtuliła się w jego tors. Wszystko przestało się liczyć, byli tylko oni.

“Cały świat usuwa się z drogi człowiekowi, który wie, dokąd zmierza.”

Drżała na całym ciele.  Zimne fale rozchodziły się po jej ramionach. Kropla potu spływała delikatnie po jej czole. Otworzyła gwałtownie oczy. Zepchnęła z siebie kołdrę, otworzyła drzwi do łazienki i uklęknęła przy toalecie. Kolejna fala obrzydzenia... jednak nie miała już nawet czym wymiotować. Z jej ust wyleciały krople śliny i kwasu żołądkowego. Paliło ją w gardle. Oparła się o ścianę, dotykając głową o zgięte kolana. Gorączka rozpalała całe jej czoło, jednak wciąż nie mogła oprzeć się uczuciu nieustającego zimna. Patrzyła w rażące światło żarówki, chciała się na nim skupić, wiedziała, że gdy tylko zamknie oczy, znów to zobaczy, znów ten sam powtarzający się koszmar. Ona i ten obleśny typ, gwałcący ją w pokoju Ino. W momencie, kiedy się poddawała i przestawała szarpać, do pomieszczenia wpadał wściekły Sasuke... myśląc, że ona tego chce. Odchodzi zostawiając ją samą, a ból i wstyd rozsadzają ją od środka. Oczy łzawiły jej od światła, do którego nie zdążyła przywyknąć. Przewróciła się na bok. Spojrzała na swoje blade ręce. Ledwo widziała ich zarysy, wszystko było rozmazane. Musiała je zamknąć... i znów to samo. Pociągnęła za włosy, by skupić się na bólu. Nie dawała rady. Płakała z bezsilności... nie miała do kogo się zwrócić, nie było komu jej pomóc. Krzyczała przez łzy, jednak rodzice śpiący na parterze nie mieli szans jej usłyszeć... blade światło ciągle gasło w jej oczach. Tym razem nie zasnęła... poprostu zemdlała.

"Krzyk nie jest przejawem agresji- tylko bezsilności."

Jakimś cudem udało obudzić się jej tak  by zdążyć do szkoły. Chwiejnymi ruchami podniosła się z podłogi. Gorączka bynajmniej trochę minęła. Podeszła do pułki i rozwaliła wszystkie poukładane rzeczy, aby znaleźć coś przeciwbólowego. Wzięła dwie tabletki i popiła wodą z kranu. Przetarła oczy i nie mogła uwierzyć... Ona nie może pokazać się w takim stanie rodzicom. Przemyła twarz zimną wodą.  Po kilku minutach udało się jej doprowadzić do porządku. Złapała za książki i wyszła. Paliło ją gardło, mięśnie odmawiały posłuszeństwa, a w głowie kręciło się jej niczym  na karuzeli. Jednak nie mogła powiedzieć o tym nikomu.

Pierwszy był w-f, ale przynajmniej ćwiczenie postanowiła sobie odpuścić. Weszła do szatni, a tam odrazu poczuła wzrok wszystkich na sobie. Usiadła na ławce, jednak one nadal patrzyły. Podniosła głowę i momentalnie trafiła nim na Ino. Blondynka ruszyła w jej stronę.
- No i co różowa- prychnęła złowrogo- zadowolona?- patrzyła na nią z góry. Jej "przyjaciółki" ustawiły się za nią.
- Nie wiem o co Ci chodzi- jeszcze tego jej brakowało...
- Nie wiesz? - podeszła krok bliżej.- przez Ciebie Sasuke się do mnie nie odzywa, a dlaczego? Gdyż zgrywałaś sierotkę! Czy ja Cię siłą zaciągnęłam na tą imprezę, co?- jednak Sakura nie odpowiedziała.- Masz mu to sprostować, rozumiesz?- znów brak odpowiedzi, zrobiła wypad w przód i złapała ją za podbródek- rozumiesz?
- Taak - serce podeszło jej do gardła. Nienawidziła jej.
- To dobrze. A... - podeszła do torby.- tu masz swoje szmaty- rzuciła ubraniami Sakury prosto w jej twarz.- moje masz przynieść na jutro.- Kiedy Sakura zobaczyła swoją miętową spódniczkę, łzy napłynęły jej do oczu... była cała pocięta i poplamiona, tak jak i reszta ciuchów.


"Sprzyjające okoliczności znajdują się zawsze na innej drodze."

Szła korytarzem, nie wiedziała sama, która to lekcja i jaka... Chciała do domu. Tabletki najwyraźniej przestały działać. Znów kręciło się jej w głowie i chciała wymiotować. Wydawało się, że dzwonek jeszcze nie dzwonił, lecz korytarz był pusty. Ogarnęła ją panika. Nie wiedziała w jakiej sali ma lekcje. Zrobiła kilka chwiejnych szybkich kroków w przód. Jednak po chwili uderzyła o ścianę. Miała już upaść, kiedy poczuła jego zapach. Jego ręce dotknęły jej ramion. Podtrzymał ją. Chyba coś do niej mówił, jednak ona nic nie rozumiała. Słyszała dziwne buczenie. Korytarz wirował, a po chwili nic... ciemność.

Na początku nie docierało do niego co tak naprawdę się stało. Oparł ją o ścianę i wyciągnął wodę z plecaka. Dopiero, kiedy jej ręka nie chciała zacisnąć się na butelce  zrozumiał, że dziewczyna upadła z wycieńczenia. Zdjął gumkę z jej nadgarstka i związał jej różowe, długie, prawie do pasa, włosy. Złapał ją za policzek i zaczął potrząsać jej ramieniem w tył i przód próbując ją ocucić. Chwile mu to zajęło. Leniwie otworzyła oczy.
- Sasuke?... - nie mogła uwierzyć, jej kąciki ust automatycznie się podniosły.
- Tak, jak się czujesz? - pokręciła głową- jadłaś coś dzisiaj?-  niemo odpowiedziała przecząco.
- Gdzie mamy lekcje, czy już się zaczęła? Chodz bo się spóźnimy.- chciała wstać, lecz ten natychmiast ją powstrzymał.
- Uspokój się - starał się mówić wyraźnie i przyjaźnie, nie miał pojęcia czy Sakura rozumie co chce jej przekazać.- lekcje się już skończyły.
- W takim razie muszę iść, czekają na mnie.
- Hola, hola.- dalej trzymał ją delikatnie za policzek.- nauczyciel zachorował, nie mieliśmy dwóch ostatnich lekcji, nikt na Ciebie  jeszcze nie czeka. Napewno czujesz się tak bo nic nie jadłaś. W takim razie zapraszam Cię na ogromnego kebaba, tylko nie mów mi, że się odchudzasz.- uniósł jedną brew.  Oboje uśmiechnęli się w tym samym momencie. Pomógł jej wstać i delikatnie obejmując ją, aby się nie przewróciła, skierowali się do budki z jedzeniem. 

Puścił ją dopiero przed wejściem do budynku. Otworzył jej drzwi, strasznie jej imponował, może tak nie wyglądał, ale prawdziwy z niego dżentelmen... albo poprostu dobrze grał dżentelmena. Zaśmiała się w myślach. Usiadła przy jednym ze stolików, a Sasuke poszedł coś zamówić.
- Dzień dobry Sasuke. Jak tam u Ciebie.- uśmiechnął się do niego starszy Pan za ladą.
- Dzieńdobry. Wszystkie w porząku, dziękuje. Chciałbym zamówić dwa kebaby.
- Dwa? Taki wilczy apetyt masz dzisiaj chłopcze?- sprzedawca z brodą zaśmiał się poraz kolejny. Na pierwszy rzut oka widać, że to porządny człowiek, który dobrze znał Uchihe.
- Nie... poprostu jestem z nią - wskazał wzrokiem na Sakurę, która wlepiła swój wzrok w jakąś ulotkę.
- Niezłą sztukę złowiłeś chłopcze- znów wybuchnął śmiechem. Tym razem i Sasuke zdobył się na uśmiech-  skoro tak dorzucę wam po coli.
- Przepraszam... - dorzucił spuszczając wzrok, najwyraźniej wstydził się tego co miał za chwilę powiedzieć - czy mógłbym zapłacić innym razem? Nie mam już ani grosza.
- Dam wam to na koszt firmy- mężczyzna rozumiał go dokładnie. Wiedział jaką ma on sytuacje. To był bardzo bliski znajomy jego dziadka. W pewnym stopniu czuł się za niego odpowiedzialny, lecz tylko tyle mógł dla niego zrobić.
- Bardzo dziękuje... - wrócił do Sakury. Zaczęli rozmowę, która strasznie ich wciągnęła. Tak, że Sakura przegapiła moment, w którym powinna już wracać. Zostało jej ledwie 5 minut, nim zadzwoni dzwonek, Fredry  napewno już na nią czeka.
- Przepraszam, ale muszę już iść - złapała za torbę i zaczęła biec, a Sasuke... za nią.

Kiedy dobiegła  pod szkołę wszyscy się rozchodzili. Może nikt nic nie zauważy... wmiesza się wtłum...
- Sakura - dobiegł do niej i zatrzymał ją. Cały zdyszany, nie wierzył, że udało mu się ją dogonić.- zostawiłaś zeszyt, chyba Ci wypadł.
- Biegłeś za mną, żeby mi go oddać? - zapytała, również zdyszana, ale niesamowicie zaskoczona.
-Biegłem za tobą, żeby pobyć z Tobą jeszcze chociaż kilka chwil.
- Sasuke... - nie mogła uwierzyć, chciała..., ale musiała już iść.- dziękuje- wsadziła zeszyt do torby- wybacz, ale naprawdę muszę  iść.
- Poczekaj! Spotkamy się jeszcze?
- Nie mam jak, kiedy, przepraszam.
- Nie, poczekaj. - wyciągnął mazak z plecaka. Przytrzymał jej dłoń i na wewnętrznej stronie zapisał swój numer.- będę czekał na telefon od Ciebie. - zaśmiała się przyjaźnie. Szybkim ruchem wbiegła w tłum uczniów, przebijając się do auta.

Stał uśmiechnięty, patrząc jak odjeżdża. Cieszył się jak idiota, sam do siebie... z głupiego rysunku na końcu jej zeszytu. Rysunku serca z jego imieniem... 


____________________________________________________________________

Dziękuję, że dotrwaliście do końca. Mimo iż nie ma tutaj wielu zwrotów akcji itp., co mogłoby naprawdę zaskoczyć, jestem z tego wpisu mega zadowolona... ale tak to chyba jest, że najbardziej podoba nam się to, co najtrudniej nam przychodzi. Pisałam to ponad dwa tygodnie i naprawdę nie miałam żadnego pomysłu, więc proszę o wyrozumiałość :) To do następnej!